Milioner od recyklingu butelek, który nie zdążył — historia człowieka, który uwierzył w kaucję | 🗞️ Przeczytasz w 30 sek.
Gdy 1 października 2025 roku w Polsce ruszył długo zapowiadany system kaucyjny, wielu Polaków zobaczyło w tym nie tylko krok w stronę ekologii, ale i… szansę na biznes życia. Jednym z nich był pan Roman z Otwocka. Dziś mówi z lekkim żalem:
— Gdybym tylko wcześniej kupił dostawczaka i hurtowo zbierał te butelki, byłbym butelionerem, eko-milionerem. A tak? Zostały mi tylko dwie siatki PET-ów i pusta nadzieja.
Sen o butelkowym Eldorado
Pan Roman nie był wyjątkiem. W ostatnich miesiącach przed wdrożeniem nowego systemu internet pełen był komentarzy o „nowych milionerach”, którzy mieli zarobić fortunę na oddawaniu opakowań. W końcu — jak liczył — 50 groszy kaucji za butelkę to nie żarty.
— Przecież jak oddam dziennie dwa tysiące butelek, to wychodzi tysiąc złotych! W miesiąc — trzydzieści tysięcy. Rocznie? Trzysta sześćdziesiąt! Bez szefa, bez stresu! — wyliczał z entuzjazmem.
Ale rzeczywistość szybko wylała kubeł zimnej wody na jego ambitne kalkulacje.
Automat nie działa, butelki nie przyjmuje
Już pierwszego dnia systemu kaucyjnego pan Roman z dumą załadował do samochodu 400 plastikowych butelek i ruszył podbić rynek recyklingu.
— Podjechałem do sklepu, a tam — kolejka jak za PRL-u. Automat nie działa, kasjerka rozkłada ręce, ludzie się denerwują. Mówię: proszę pani, ja tu z inwestycją przyjechałem! A ona, że „na zwrot przyjdzie mi poczekać”.
Nie był sam. W całym kraju ludzie próbowali odzyskać swoje 50 groszy, ale często okazywało się, że butelkomatów po prostu… nie ma. Inni dowiadywali się, że ich butelki nie mają „odpowiedniego symbolu”, bo pochodzą sprzed systemu. Pan Roman też się na to naciął.
— Przyjmują tylko te z nowym znaczkiem. A ja zebrałem stare. Pół piwnicy wypełnione, a teraz nawet złom nie chce tego wziąć.
Butelkowe eldorado okazało się bańką PET
Zamiast pieniędzy — frustracja. Zamiast biznesu — pełny garaż plastiku.
Eksperci ostrzegali, że w pierwszych miesiącach wdrożenie systemu będzie trudne: brakuje oznaczeń, automaty się psują, a sklepy nie mają jeszcze logistyki. Jednak marzenia o „szybkich pieniądzach z recyklingu” żyły własnym życiem.
W internecie powstały nawet grupy „Butelkowi Inwestorzy 2025”, gdzie użytkownicy wymieniali się poradami, jak znaleźć sklepy z działającymi automatami. Pan Roman też tam był.
— Myśleliśmy, że to jak bitcoin — kto pierwszy, ten bogaty. A wyszło jak zwykle.
Nowy system, stare przyzwyczajenia
Niektórzy wciąż wierzą, że system się „rozkręci”. Inni, jak pan Roman, nauczyli się, że z ekologii też można się nauczyć pokory.
— Teraz to ja butelki oddaję po sąsiedzku, dzieciom z podstawówki na zbiórki. Może oni zrobią z tego lepszy użytek niż ja — mówi z uśmiechem.
A milion?
— Przepadł w korkach i zakrętkach. Ale przynajmniej spróbowałem.
Epilog: polska szkoła recyklingu
System kaucyjny miał być rewolucją. I pewnie jeszcze nią będzie, gdy sklepy doposażą się w automaty, producenci uporządkują oznaczenia, a klienci nauczą się, które butelki warto zbierać.
Na razie jednak to raczej narodowa lekcja cierpliwości — i przykład, że każda reforma, nawet ta z najlepszymi intencjami, potrafi zamienić się w kabaret.
A pan Roman? Czasem żartuje, że gdyby mógł cofnąć czas, zainwestowałby nie w butelki, tylko w producenta butelkomatów.
Bo jak mówi z przymrużeniem oka:
— W recyklingu jak w życiu — nie zawsze ten, kto zbiera, najwięcej zarabia.
Historia została zmyślona.

Komentarze
Prześlij komentarz